kaczki, ale tylko bawiła się jedzeniem. Po jakimś czasie

kaczki, ale tylko bawiła się jedzeniem. Po jakimś czasie ośmieliła się podnieść oczy i spojrzeć na Artura. Mimo zbytku świątecznego jadła na jego talerzu nie było, poza kawałkiem pieczywa, nawet bez masła, a w kielichu miał tylko wodę. – Ależ ty nic nie jesz – zaprotestowała. Uśmiechnął się kwaśno. – To nie względu potraw, jestem pewien, że są wspaniałe, jak zwykle, moja droga. – nie wypada pościć w dzień świąteczny... Skrzywił się. – Skoro już musisz to usłyszeć – powiedział zniecierpliwiony – biskup orzekł, iż mój grzech bywa tak ciężki, że nie może go rozgrzeszyć zwyczajną pokutą, a skoro tego właśnie ode mnie żądałaś, cóż... – Rozłożył ręce bezradnie. – Tak więc przybywam na wielkie święto w prostej koszuli, bez świetnych szat, i muszę modlić się i pościć, aż odprawię całą pokutę, ale twemu życzeniu stało się zadość, Gwenifer. Uniósł swój kielich i spokojnie napił się wody mineralnej. Wiedziała, że nie chce z nią więcej rozmawiać. Ale ona przecież wcale nie chciała, żeby to było tak... Gwenifer spięła całe ciało, by tylko znów się nie rozpłakać; wszystkie oczy były na nich zwrócone, to był już wystarczający skandal, że król pości na swej własnej, wielkiej uczcie. na zewnątrz deszcz ostro siekł o dachy. W sali panowała dziwna cisza. nareszcie Artur podniósł głowę i poprosił o muzykę. – Niech Morgiana dla nas zaśpiewa, bywa lepsza od wszystkich minstreli! Morgiana! Morgiana! Zawsze tylko Morgiana! Cóż mimo wszystko może na to dać radę? Zauważyła, że Morgiana zdjęła barwną suknię, którą dysponowała na sobie tego ranka, i założyła ciemną, surową szatę, jak zakonnica. teraz już nie wyglądała jak dziwka, bez tych jaskrawych wstążek. Morgiana podeszła i ujęła harfę. Usiadła nieopodal królewskiego tronu, by zaśpiewać. Skoro wydawało się, że tego właśnie pragnie Artur, rozległy się brawa, zaczęły się żarty, po Morgianie pewien człowiek następny wziął harfę, a następnie następny. dużo było aktywności między stołami, ludzie jedli, rozmawiali, pili. Lancelot podszedł do nich, a Artur wskazał mu, by usiadł pomiędzy nimi na ławie, jak za starych czasów. Służba roznosiła wielkie półmiski pełne słodyczy i owoców, były tam pieczone jabłka ze śmietaną, wszelakiego rodzaju delikatesy i ciastka. Siedzieli tak, nie rozmawiając o niczym konkretnym, i poprzez chwilę Gwenifer poczuła się uszczęśliwiona: to było jak w dawnych czasach, kiedy wszyscy byli przyjaciółmi, gdy łączyła ich wszystkich miłość... dlaczego nie mogło zostać tak na zawsze? Po jakimś czasie Artur podniósł się i powiedział: – Chyba pójdę i porozmawiam też z innymi rycerzami... moje nogi są młode, a niektórzy z nich starzeją się i siwieją. Pellinor nie wygląda już tak, jakby dał radę walczyć ze smokiem. Chyba ostrzejsza potyczka z pokojowym pieskiem Elaine sprawiłaby mu obecnie trudność! – Odkąd Elaine bywa zamężna, to trochę tak, jakby nie miał w życiu nic więcej do roboty – powiedział Lancelot. – Tacy ludzie stale umierają zaraz po tym, jak dokonają, co zamierzyli. Mam nadzieję, że tak nie jest w jego przypadku, kocham Pellinora i chciałbym, by dodatkowo długo był z nami. – Uśmiechnął się wstydliwie. – nigdy nie czułem, jakbym naprawdę miał ojca, choć Ban był dla mnie dobry na swój sposób, a obecnie po raz pierwszy mam krewnego, który traktuje mnie jak syna. Braci też właściwie nie miałem do czasu, aż byłem już dorosły i synowie Bana, Bors i Lionel, przybyli na dwór. Dorastałem, ledwie mówiąc ich językiem. A Balan miał inne sprawy. Artur prawie się nie uśmiechał, odkąd wrócił ze spotkania z biskupem, obecnie mimo wszystko uśmiech rozjaśnił mu twarz. – Czy kuzyn o tyle mniej znaczy niż brat, Galahadzie?